Przemawianie i występowanie na scenie to nie jest psychoterapia ani szansa na rozwiązanie problemów psychologicznych. Jeżeli o tym nie wiesz, Twoje występy zmienią się w ekshibicjonizm w celach terapeutycznych. A są ludzie – jak my – którzy dostrzegą to bardzo szybko. Czy to jest powód, żeby nas nie lubić? O, tak!
Robert Krool
Spojrzałem na okładkę wrześniowych „Wysokich obcasów extra” i wypatrzyłem na niej niewielki, lecz niesamowicie dźwięczny i intrygujący tytuł „12 najlepszych mówców w Polsce”. „Aha, ktoś wziął się za podsumowanie mojej branży…” – pomyślałem. Bo profesjonalne wystąpienia publiczne to dziedzina, z którą jestem związany od ponad 25 lat. Moja łączna publiczność przez ten czas sięgnęła ponad 600 tys. osób. A 10 lat temu z zacnym gronem koleżanek i kolegów założyliśmy Stowarzyszenie Profesjonalnych Mówców i jako jedyni robimy co roku mocny festiwal.
Czym prędzej zabrałem się więc do lektury, by zaspokoić ciekawość, kim są ci najlepsi według ekipy na obcasach….
Po szybkim zlustrowaniu 12 nazwisk nie byłem w stanie zrozumieć klucza doboru, a co najważniejsze – dlaczego nie ma wśród wymienionych żadnej kobiety. Natomiast był jeden z naszych zacnych kolegów stowarzyszeniowych – Jacek Walkiewicz. Postanowiłem wraz ze swoim zespołem rozwikłać tę zagadkę, zagłębiając się w artykuł. Po małej analizie doznaliśmy olśnienia. Otóż znamienitych oratorów wybrano na podstawie oglądalności ich wystąpień na YouTube oraz liczby obserwujących na Facebooku… Ach, tak. 50 mld much nie może się mylić – kupa jest dobra!
Ten zabawny artykuł popchnął nas ku głębszej refleksji: jakie są w tej branży czynniki odróżniające profesjonalistę od miłośnika lub po prostu osoby popularnej? Gdzie jest linia demarkacyjna i kiedy wiadomo, że ją przekroczyliśmy?
Profesjonalizm, czyli nic ująć
Do tej zabawy zaprosiliśmy przyjaciół ze Stowarzyszenia Profesjonalnych Mówców (www.mowcy.pl). Stowarzyszenie zrzesza blisko 40 mówców. Łącznie członkowie SPM spędzają rocznie ponad 15 tys. godzin, występując publicznie przed setkami tysięcy ludzi. Ich książki oraz programy, a w tym rozpoznawalność nazwisk, to łączny rynek blisko 5 mln odbiorców w Polsce. I gdyby chcieć wycenić jeden dzień naszego tegorocznego „Festiwalu Inspiracji – Mamy Coś Do Powiedzenia”, wymagałoby to honorariów o łącznej wartości ponad 200 tys. zł.
Postanowiliśmy podjąć tę rękawicę w następującym składzie: Angelika Chimkowska, Jacek Walkiewicz, Robert Jasiński, Agnieszka Maruda-Sperczak, Rafał Żak, Sebastian Kotow, Dariusz Milczarek i ja. Podczas naszej dyskusji było sporo śmiechu, ale padło też wiele istotnych odpowiedzi. Cytując Jacka Walkiewicza: „Mówca profesjonalny to taki, po którym nie widać, jak wiele pracy włożył w przygotowanie wystąpienia, które wydaje się spontaniczne i naturalne. Do tego, cokolwiek powie, ma świadomość, że jego słowa mają wpływ i dlatego kieruje się dobrymi intencjami”.
Trudno się nie zgodzić z Jackiem, że kunszt ten wymaga godzin żmudnych przygotowań oraz brania pełnej odpowiedzialności za moc swoich słów. Gdyż profesjonalny mówca nie buduje zastępów wiernych oraz wielbicieli, lecz skupia uwagę animatorów danej branży lub dziedziny – czyli publiczności myślącej i krytycznej. Profesjonalista myśli o efekcie, jaki chce uzyskać po wysłuchaniu przemowy (Co uczestnicy mają wiedzieć? Co mają myśleć? Co zrobić?). Nie jest to kwiecista improwizacja, choć bywa, że na taką wygląda. I wreszcie – nie jest to mówienie „tak jak lubię i o tym, co kocham”, lecz przemawianie w taki sposób, aby osiągnąć zamierzony cel postawiony przez zleceniodawcę.
Wraz z doświadczeniem mówcy giną niepotrzebne ozdobniki, z których korzystają manipulatorzy czy gwiazdy jednego sezonu (lub jak kto woli, sezonu dla naiwnych). Zostaje to, co jest potrzebne, i nic ponad. Doskonale ujął to Antoine de Saint-Exupéry: „Doskonałość osiąga się nie wtedy, kiedy nie można już nic dodać, lecz gdy już niczego nie można odjąć”.
Doszliśmy razem do wniosku, że profesjonalny mówca, w odróżnieniu od miłośnika mówienia na głos, ma do zaoferowania np. klientom biznesowym nie tylko estetyczną i efektowną formę wypowiedzi, lecz także unikalną wartość merytoryczną. Jego osobista praktyka, doświadczenie i głęboki wgląd w materię, o której mówi, sprawiają że wystąpienie jest unikalnym autorskim dziełem. Nie jest natomiast zbiorem objawień w rodzaju „kiedyś byłem zły, teraz jestem dobry”, „kiedyś byłem biedny, teraz bogaty”, „kiedyś byłem gruby, teraz jestem atrakcyjny”, „kiedyś byłem głupi, teraz mądry”, itp. itd…
A z tego wynika, że sedna (czyli tego, czym jest sztuka profesjonalnego mówienia) nie są w stanie uchwycić żadne rankingi
w mediach społecznościowych czy tzw. konkursy popularności.
Mówienie na głos i występowanie na scenie to nie jest psychoterapia, sposób na przetrawienie swoich sukcesów czy porażek,
ani też szansa na rozwiązanie swoich problemów. Jeżeli o tym nie wiesz – Twoje występy stają się ekshibicjonizmem dokonywanym w celach terapeutycznych. A są ludzie – jak my – którzy dostrzegają to bardzo szybko. Czy to jest powód, żeby nas nie lubić? O, tak! Ale skoro już ustaliliśmy, jak przebiega linia demarkacyjna pomiędzy profesjonalistami a miłośnikami oratorstwa, to czas spojrzeć na to, jakie błędy powtarzają amatorzy. Gdzie są ich bariery?
Oto nasze odpowiedzi na te pytania:
Agnieszka Maruda-Sperczak: „Pędzenie z prezentacją. Byle szybciej i do końca. A widownia nie ma czasu na przetworzenie tego, co do niej mówisz. Zamiast „biegu” na scenie proponuję korzystanie z pauz i ciszy. Ciszą można sprawnie „zagrać” i zarządzić uwagą audytorium. Proponuję czasem wyczekać. Można zadać pytanie, bez oczekiwania głośnej odpowiedzi z sali i wyczekać, aż audytorium znajdzie odpowiedź w swoich głowach. Ciszą można również podkreślić wagę jednego istotnego zdania”.
Rafał Żak: „Nadmierne przywiązywanie się do własnego przykładu. Część mówców uznaje, że skoro coś im wyszło i osiągnęli sukces, to daje im to prawo do opisywania metody jako zawsze działającej i dobrej dla każdego”.
Dariusz Milczarek: „Uwagą sterują napisy i rysunki, a prelegent staje się gadającą pocztówką, której nikt na sali nie wierzy”.
Jacek Walkiewicz: „Źle przygotowane, często zbędne slajdy i uporczywe patrzenie na nie w sytuacji utraty kontaktu z salą”.
Robert Jasiński: „Błąd dotyczy przede wszystkim braku osobistego stylu mówienia oraz bezmyślnego kopiowania wystąpień
mówców amerykańskich lub tzw. discopolowych… Kluczową kwestią jest okiełznanie emocji i spójność mówcy, która jest wynikiem jego procesu rozwoju i wymaga wielu lat praktyki”.
Są też mówczynie
Kolejny ciekawy wątek poruszyła Agnieszka Maruda-Sperczak. Skoro mówimy o mówcach, to czy możemy również o mówczyniach? Zaznaczam – żeńskie końcówki są tu zasadne dlatego, że słysząc „mówca”, odbiorca zawsze będzie miał w głowie odwzorowanie mówiącego mężczyzny. Miejsca dla kobiety na tym wyobrażonym obrazku nie ma. Natomiast użycie słowa „mówczyni” już bezpośrednio wskazuje na to, że chodzi nam o kobietę. Stąd z mojego punktu widzenia ważnym jest używanie obu tych słów.
Kiedy o tym zapominamy, pojawiają się rankingi mówców bez kobiet, bo nikt o tych kobietach wtedy nie myśli. A kobiet, które w profesjonalnym rankingu powinny się znaleźć, jest w Polsce przynajmniej kilkanaście.
W naszym stowarzyszeniu są to np. Marzena Mazur, Anna Szubert, Angelika Chimkowska, Olga Kozierowska, Iwona Majewska-Opiełka.
Ponadto, jak dodała Angelika Chimkowska: Mówczynie tym się różnią od mówców, że potrafią również mówić do dzieci. A to jest poważna sztuka …
Mamy coś do powiedzenia!
Na organizowanym w dniach 28-29 listopada „Festiwalu Inspiracji – Mamy Coś Do Powiedzenia” chcemy pokazać, co znaczy być obecnym w tej wymagającej, lecz niesamowicie magicznej profesji. Jak to jest wpływać poprzez słowa na ludzi, aby mogli np. znaleźć wewnętrzny spokój, zmierzyć swoje osobiste kompetencje i wyróżniki, odkryć zasób drzemiącej złości, która pozwala kształtować własny mikrokosmos ambicji. I to wszystko w Teatrze Palladium w sercu Warszawy, na
miejscu lub na wynos. Do tego wieczorna gala nowej kategorii w Polsce – Mentoring Theater, którą obejrzało już ponad 3,5 tys. widzów. I tu będzie szczypana dusza…
Oddajmy więc raz jeszcze głos profesjonalistom.
Rafał Żak: „Publiczność Festiwalu jak co roku dostanie dwie rzeczy. Zobaczy, czy stare wygi nie wyszły z wprawy i… dostrzeże, jak bardzo młode wilki podgryzają im łydki”.
Sebastian Kotow: „Różnorodność i wysoki poziom wystąpień. Ciekawe perspektywy i wynik analizy, refleksji ludzi, którzy
poświęcają na obserwowanie rzeczywistości sporo czasu. Możliwość zobaczenia na żywo tych, których można zobaczyć na największych konferencjach w tej części świata”.
Jacek Walkiewicz: „Możliwość podejrzenia warsztatu tych, którzy zajmują się tym zawodowo”.
Robert Jasiński: „To doskonała szansa, by zainspirować się do dalszego rozwoju i spotkać w jednym miejscu wyjątkową grupę mówców, którzy nie dość, że mówią na temat, to jeszcze robią to fachowo – mówiąc do rzeczy i do ludzi”.
Dariusz Milczarek: „Festiwal Inspiracji to duże przeżycie. Trochę jak z ciekawym, porywającym filmem czy książką. Jest to
możliwe tylko, gdy słuchasz nietuzinkowych osób”.
Angelika Chimkowska: „Konkret, a nie populistyczny bullshit!”.
Felieton ukazał się w magazynie Businessman.pl (październik 2016).