2 część refleksji nieopublikowanych w książce „Gra w szkołę”.
By ukryć własne kłamstwo, należy zgodnie z zasadami sztuki, wymyślić większe kłamstwo, które przekieruje uwagę na innych lub na coś innego. Zgodnie z tą myślą cała edukacja i jej system muszą być do bani, by schować problem rodzica, który zawiódł i się zatracił. A do tego sromotnie obnażył…
„…trener oraz pedagog winni być wyczuleni na to, czego potrzebuje młody człowiek. Nie tylko na to, co go motywuje. Dzisiaj presja otoczenia i motywacja zewnętrzna jest deklarowanym narzędziem, często wypatrywanym przez naszych podopiecznych. Tym co prowadzi jednak do mistrzostwa jest motywacja wewnętrzna, wewnątrz sterowalność. Do tego potrzebni są wyedukowani specjaliści. Ta książka wskazuje prawdę oraz korzyści jakie płyną z upodmiotowienia młodego człowieka. Jeżeli chcemy u młodych ludzi kreować świadomość, poczucie prawdy o własnej wartości – a nie urojenia – to warto sięgnąć po książkę „Gra w szkołę”. Szczerze polecam!”
Dawid Szwarga
pierwszy trener drużyny piłkarskiej
Raków Częstochowa
Mistrz Polski 2023
Wychowaj moje dzieci – bo cię skrytykuję i poniżę!
Gwoli przypomnienia: w grach, które obnażamy w książce, chodzi o manipulacje i matactwa przy ustalaniu ról. Tak, by zakontraktować obowiązek zajmowania się „cudzymi sprawami” na jakie podwykonawca „nie ma wpływu”! Następnie chodzi o rozliczanie podwykonawcy, który ma się tłumaczyć bez końca. Gry skrzętnie ukrywają „daltonizm moralny” graczy oraz kibiców.
Sporo mówi się o młodzieży, pokoleniu komfortu, różnicach międzypokoleniowych itd. Z drugiej strony mamy być może pierwsze pokolenie rodziców, które żąda od obcych ludzi „wychowania” nieswoich dzieci. Spora grupa rodziców żąda od szkół nie edukacji, lecz zmiany postaw dzieci, wychowywanych latami w cudzych, prywatnych folwarkach. W bańkach informacyjnych, gdzie żadna szkoła nie sięga. Ponieważ postępowanie rodzica z własnym dzieckiem doprowadziło do patowej sytuacji, takiej niemal bez wyjścia, poszukiwani są – ujmując to kolokwialnie – naiwni na kajak. Ten typ rodzica protestuje przeciwko opresyjnej szkole, złym nauczycielom, systemowi lub podstawie programowej. Kiedy jednak przyjrzeć mu się z bliska, przybiera postać rozhisteryzowanego nastolatka szantażującego groźbami. Jest zwinnym graczem w dyscyplinie miotania winą. Za własne zaniechania. Byle trzymać je z daleka od siebie. Zwyczajowym rytuałem tego typu rodzica jest więc ratowanie się mową nienawiści i litanią gróźb, zwłaszcza gdy dochodzi do zderzenia z trzeźwo myślącymi specjalistami lub z jasnymi zasadami gospodarza. Nie raz i nie dwa, ze współczuciem powtarzamy rodzicowi, iż: przykład jaki daje swoim dzieciom, spowoduje, że nikt, nie udźwignie ich kosztów. A co dopiero przysłowiowej wypłaty dla nich… Czyli nikt nie zapłaci tyle co rodzic!
Przykłady z praktyki.
Cytat rodzica, mającego 4 dzieci w szkole podstawowej i średniej: „…widać rosnącą grupę aroganckich rodziców pozujących na przyjaciół swych dzieci, którzy zupełnie nie potrafią rozmawiać z innymi opiekunami. Wygłaszają jakieś sekciarskie slogany coachingowe lub populistyczne oświadczenia. Pragną, niczym nastolatki, zrobić wrażenie na otoczeniu emocjonalną lewatywą. Ich kontakt z zawodowymi opiekunami, mającymi na głowie dziesiątki dzieci (nie jedno, czy dwa) to z grubsza recytacje infantylnych życzeń do św. Mikołaja.”
Cytat nauczyciela języka angielskiego, będącego rodzicem trójki dzieci: „…toksyczni rodzice, jakich obserwuję, nie potrafią być nawet gościem w szkole. Zachowują się niczym tłum wyczekujący otwarcia Lidla na promocję. Niech tylko uchylą się drzwi, a pokażę innym, że jestem szybszy, silniejszy i sprawniejszy. A przede wszystkim, że to miejsce zostało otwarte dla mnie i wyłącznie z mojego powodu. Rodzice tacy zjawiają się w murach szkoły bez szacunku do placówki i jej tradycji, do edukacji, do jej piastunów. Nie widzą, że miejsce, do którego się pchają ma gospodarza, własne zasady i mogą tu być gośćmi. Z przywilejami gości, ale i obowiązkami. Wielu nauczycieli w szkołach publicznych musi znosić ich obelgi, pomówienia oraz poniżające zachowania. Do dyspozycji pozostaje nam jedynie asertywność wobec pacjenta…”
Sabotażyści czy wyznawcy „życia bez wysiłku”?
Doczekaliśmy się pokolenia rodziców bez działającego emocjonalnego łącza z otoczeniem i bez wyczucia konwenansów oraz podziału ról społecznych. Rodziców, którzy cierpią na głębokie, nieświadome przekonanie – pozjadania rozumów. Okładają otoczenie nieleczoną klientozą (opisaną w poprzednim felietonie). Grają na każdym kroku w „Policjantów i Złodziei”. Zaślepieni swą karierą lub wynikającą z niej nerwicą, zamykają oczy wygłaszając kazania o własnych urojeniach. Domagają się przenoszonego statusu społecznego – jestem ważny w mojej firmie/organizacji – należy mi się bycie ważnym w tej szkole. Do tego, ta część rodziców chce przemilczeć prawdę, bo „dojechała” własne dzieci, przebywając z nimi w domach podczas lockdownów. Wystarczyły 3, by ujrzeć raptowny regres, choćby u licealistów, na skutek codziennego słuchania, oglądania i przeżywania stanów emocjonalnych rodzica w domu. Prawdziwa tragedia szeregu dorosłych, wynikła więc nie z tego, że zostali odizolowani od form tradycyjnej pracy, lecz że zostali w domu z rodziną. Tego obnażenia prawdy się już nie odzobaczy. Czar, mit prysł w oczach nie tylko ich dzieci i małżonków. W oczach pedagogów również…
Jaki pomysł ma więc ten typ rodzica na obsłużenie całej sytuacji?
By ukryć własne kłamstwo, należy zgodnie z zasadami sztuki, wymyślić większe kłamstwo, które przekieruje uwagę na innych lub na coś innego. Tak też cała edukacja i jej system muszą być do bani, by schować problem rodzica, który zawiódł i się zatracił. A do tego sromotnie obnażył. Latami bezkrytycznie krzewił wiktymność we własnym domu. Teraz chciałby łaskawie uspołecznić koszty własnych czynów.
Kto da się więc na to złapać…?
Cytat rodzica, prowadzącego od 20 lat rodzinę zastępczą:
„…oczywiście są takie miejsca, gdzie może być normalnie. Bez klientozy i nadęcia. To miejsca prywatne. Niepubliczne albo publiczne, w których jest gospodarz oraz jasno określone i konsekwentnie egzekwowane zasady. W których – podobnie jak w prywatnym lokalu – wyprasza się pasażera na gapę, chama/agresora. A jak trzeba, wyprowadza się go za próg. By nie bruździł… Gospodarz to bardzo ważna rola, a komunikowanie i wymaganie przestrzegania zasad, są nie mniej ważne. Jak zauważył Tomasz Raczek – życie jest za krótkie, żeby bawić się w grzeczności wobec chamów.”
Kiedy wygodne życie szkodzi na głowę?
Przykładów rodziców topiących własne dzieci w pornografii luksusu mamy zbyt wiele. Ochrona pedagogów przed opisanymi wyżej postawami i zachowaniami rodzica, to już potrzeba czasu. Edukacja jest zbyt ważna dla społeczeństwa, by traktować ją jak operę mydlaną. To, co czytamy lub oglądamy w mediach o edukacji, to głównie zaklęcia teoretyków i opisy gruszek na wierzbie lub kryptowyznania osób, które zawaliły wychowanie własnych dzieci. Teraz szukają winnych dookoła. Osoby te, zupełnie nie chcą dostrzec, że wtórująca im młodzież czyni to w imię światowego trendu głośno zachęcającego młodych, by im się zupełnie nie chciało. Zatruwając ich życie brakiem sensu wszystkiego, czego się dotkną. Do tego dochodzą kabaretowe postulaty o poczuciu szczęścia w życiu zawodowym, czyli do stania się rentierem w wieku lat 30, a founderem już w wieku lat 20…
Czy komunikacja medyczna ma w sobie coś, co może pomóc pedagogom oraz rodzicom świadomym?
Oddaję głos ekspertowi ds. komunikacji z pacjentem, Zbyszkowi Kowalskiemu.
Istotą komunikacji medycznej jest współdziałanie na drodze do celu terapeutycznego. Czyli całkiem podobnie jak w szkole. Jedynie medyczny cel terapeutyczny w szkole zastępujemy celem edukacyjnym. Owo współdziałanie odbywa się w warunkach przełamania bariery intymności, a więc spowodowania, że druga osoba (pacjent) jest gotów opowiedzieć lekarzowi o swoich problemach szczerze, otwarcie i prawdziwie, nie obawiając się, że zostanie przez to negatywnie oceniony.
Atrapy szczerości
Gdy zaś pacjent obawia się negatywnej oceny zaczyna odgrywać role, przeinacza fakty, czasem wręcz wprost kłamie, przez co tak naprawdę sam sobie szkodzi. Skądś to znamy, prawda?! Jakie to niesie wymagania dla obu stron tej relacji? Lekarz jest gospodarzem i świadomie oraz chętnie i z gotowością przyjmuje na siebie płynące z tego odpowiedzialności. Proponuje wspólne ustalenie celów, odwołuje się do tego na dalszych etapach, podpowiada i sugeruje rozwiązania, wyznacza granice tego, co bezpieczne, a co zbyt ryzykowne. Rolą lekarza jest także stworzenie warunków, które wpłyną na otwartość i zaufanie, a potem na zaangażowanie pacjenta. Chodzi o warunki, które zmotywują azaliż zmuszą do działania, o czym celnie wspomina na początku felietonu, trener Dawid Szwarga. W relacji lekarz – pacjent z roli gospodarza wynika poczucie bezpieczeństwa. Tak, jak w roli rodzica, który jasno określa dzieciom zasady, a potem się ich trzyma. Tak, jak w roli pedagoga, który jasno określa uczniom i rodzicom zasady, a potem się ich trzyma.
Trochę dużo tych metafor, nie chcę czytelniczek i czytelników w nich zagubić. Zakończę więc wskazówkami do działania.
Czy lekarz lub szkoła jest gospodarzem?
Musi przyjąć na siebie tę rolę i być w niej konsekwentna, inaczej stracimy poczucie bezpieczeństwa i gotowość do współpracy. Staniemy się nieprzewidywalni. Pacjent (uczeń) ma za zadanie wziąć odpowiedzialność za efekty postępowania. Aby te efekty się pojawiły potrzebne są zaangażowanie, systematyczność, dzielenie się wątpliwościami, spostrzeżeniami, zadawanie pytań, czasem głębokie dopytywanie, ale także odpowiadanie. Partner lub – w pediatrii – rodzic pacjenta (rodzic ucznia) ma za zadanie wspierać.
Nie może za pacjenta przyjąć leków (odrobić lekcji/wykonać pracę własną). Jeśli efekty nie są satysfakcjonujące, nie zawsze wystarczy poszukać innego lekarza (zapłacić za korepetycje/zmienić szkołę). Nie powinien też pojawiać się na konsylium lekarskim (wywiadówka) i oskarżać oraz żądać, bo „zapłaciłem składkę ZUS-owską (czesne lub podatki), więc mi się należy”. Wiele możemy się od siebie nawzajem nauczyć. Pod warunkiem, że jesteśmy gotowi na naukę. W każdej relacji.
Wskazówki praktyczne dla wyostrzenia świadomości.
Wiedza jest obecnie powszechnie dostępna. Jej recytowanie nie daje już przewagi. Olbrzymią rolę, decydującą o użyteczności społecznej, naukowej lub biznesowej człowieka odgrywają obecnie umiejętności. Zwróćmy uwagę na okoliczności ich powstawania i rozwoju. Przykładowe 4 bardzo poszukiwane „kompetencje osobiste” 21-go wieku, to:
- Umiejętność pracy pod presją – wytrzymałość psychiczna – bierze się z presji terminów, ocen lub wynagrodzenia, pracy własnej, obowiązków szkolnych i domowych oraz ich nieuchronnego rozliczenia,
- Umiejętność dawania użytecznej informacji zwrotnej – bierze się z ról opiekuńczych ucznia – zajmowania się młodszymi, prowadzenia przez niego lekcji autorskich i korepetycji oraz z uczestnictwa w terapii,
- Umiejętność przeżywania trudnych rozmów/emocji – rozwijana debatą publiczną – sporem, wystąpieniami scenicznymi, uczestniczeniem w konfliktach – mediacjach, odbiorem krytyki, oceny pracy własnej oraz uczestnictwem w terapii,
- Umiejętność kalkulacji i wyczucia 3 ruchów do przodu – rozwijana przez szachy, warcaby, brydż, skat, zadania matematyczne itp., wystąpienia oraz debaty publiczne, uczestnictwo w sporach i mediacjach.